Tarja Turunen

Tarja Turunen – od gotyku do klasyków

Mystic Production 2015-09-11
Autor: Tomasz Nowak
Ocena:

Tarja Turunen wielbicielom rocka kojarzy się głównie z czasami Nightwish. Trochę niesłusznie, ponieważ już po odejściu z zespołu nagrała pięć albumów solowych, na których odchodzi coraz bardziej od rocka gotyckiego. Dlatego po projektach live z Mikem Terraną („Beauty & The Beat”) oraz z Harusem („In Concert: Live at Sibelius Hall”) pierwszy wypełniony repertuarem klasycznym album „Ave Maria – En Plein Air” prezentuje się zaskakująco, lecz już nie rewolucyjnie.

Na najnowszym krążku Tarji znalazło się dwanaście, niekoniecznie najpopularniejszych wersji słynnej modlitwy. Z początku myśl o tym, jak ten tekst zabrzmi w ustach gotyckiej divy wydaje się cokolwiek dziwaczna. Jednak z czasem, wraz z kolejnymi utworami, słychać, że taki dobór repertuaru to nie przypadek. Sam motyw „Ave Maria” nadaje płycie oczekiwanej spoistości, a rozbieżności stylistyczne w poszczególnych melodiach stwarzają wokalistce szansę do wykazania się znakomiktymi możliwościami i umiejętnościami w śpiewie klasycznym.

Dobór programu na te płytę nie był oczywisty. „Ave Maria” na przestrzeni wieków doczekało się niezliczonych wersji, a ich twórcami byli kompozytorzy różnego kalibru. Ci, których utwory trafiły na płytę Turunen to twórcy z przełomu wieków XIX i XX (Tosti, von Kothen, Popper, Saint-Saëns). Reprezentacja czasów dawniejszych jest tu bardzo ograniczona (Bach/Gounod, Mascagni i Caccini), a czterech stanowi wręcz pomost ze współczesnością (Piazzolla, Farkas, Hoppé i Widor). Autorzy ci pisali często muzykę do tekstów nie zawsze zgodnych z oryginałem modlitwy. I to do tej otwartości formy nawiązuje zapewne druga część tytułu płyty – „En Plein Air”. W taki format swobodniej wpisuje się jako zwieńczenie całości własna, mollowa kompozycja Tarji, w której można łatwo wysłyszeć pewną postogotycką nostalgię.

Inaczej niż na przykład na „Beauty & The Beat”, na „Ave Maria” głos Turunen wysuwa się na pierwszy plan. Jego dominację podkreśla bardzo skromne, a do tego wyraźnie wycofane instrumentarium (organy, skrzypce i harfa). Dzięki temu, pomimo rozbieżności dzielących kompozycje z różnych epok, udaje się osiągnąć zaskakującą spójność całości. Jak zapewnia sama śpiewaczka takie rozłożenie akcentów to jedyny zabieg produkcyjny, gdyż wszystkie utwory zarejestrowano na setkę w dużym, nowoczesnym kościele luterańskim Lakeuden Risti w fińskim Seinäjoki.

Dla Tarji Turunen sięgnięcie po repertuar klasyczny to spełnienie młodzieńczych marzeń. I trzeba przyznać, że dokonuje go w świetnym stylu. To zarazem jej swego rodzaju powrót do korzeni, do czasów gdy szkoliła się w Akademii Sibeliusa w Helsinkach oraz Akademii Muzycznej w Karlsruhe. Czy jednak doświadczywszy sławy gwiazdy pop, niejako naznaczona jej stygmatem, obecnie zamierza poświęcić się wyłącznie karierze na scenach operowych? Była by to decyzja odważna, ale ponoć do odważnych świat należy, nieprawdaż?